Wydawało się okrutną sztuczką, że ja, najwolniejszy rodzic w każdym parku czy na placu zabaw, będę wychowywał takie śmiałe dziecko.
Mój ból to dla mnie wiele rzeczy. Od 17 roku życia jest prawie stałym towarzyszem, ciężarem, sparingpartnerem.
To była walka, o której byłem pewien, że mogę wygrać, a także największa lekcja akceptacji. Chociaż nie przegrałem walki (to znaczy się nie poddałem), musiałem pogodzić się z głęboką świadomością, że ból fizyczny będzie mi towarzyszył, gdziekolwiek pójdę.
To jest moje ciało. Nauczyłem się to kochać, nauczyłem się w tym żyć. Harmonia nie zawsze jest idealna, ale każdego dnia próbuję. Nadal mogę doświadczać radości, przyjemności i wdzięku, kiedy czuję, jak moje kości zgrzytają, moje mięśnie drżą, nerwy wysyłają sygnały, czasami gwałtownie, od dolnej części kręgosłupa do tylnej części kolan i pięt.
Poznałem swoje ograniczenia, ile schodów mogę pokonać dziennie, jakie buty muszę nosić, ile miarki soli Epsom potrzebuję do kąpieli, aby poczuć się, jakbym unosił się w Morzu Martwym, aby swobodnie pływać wystarczy, żebym mógł wziąć głęboki oddech.
Nauczyłam się prosić męża o pomoc; Dowiedziałem się, że nie jestem ciężarem w jego życiu. W chorobie i zdrowiu, powiedzieliśmy i miał to na myśli.
A co z dzieckiem? Przed zajściem w ciążę martwiłam się, jak mój ból wpłynie na ich życie, jakie ograniczenia nałoży na ich życie, jakie obciążenia.
Pierwszą osobą, którą powiedziałem, że jestem w ciąży, poza moim mężem, był mój fizjoterapeuta. Były do omówienia lekarstwa, te, które powinienem przestać brać, a inne zacznę. Zostało to zaplanowane, odkąd mój mąż i ja zaczęliśmy starać się o dziecko.
I to nie różniło się od żadnej innej części mojego życia. Wkład mojego lekarza ma duży wpływ na decyzje naszej rodziny. Chociaż chciałem myśleć tylko o mojej córce, kiedy we mnie wzrastała, moja własna opieka zdrowotna często zajmowała centralne miejsce.
Zostałem na lekach przeciwbólowych pod nadzorem wielu lekarzy i położyłem się na łóżku, kiedy mój ból spowodował, że moje ciśnienie krwi znalazło się na granicy między średnim a po prostu zbyt wysokim.
Czy moja córka byłaby lepsza, gdybym codziennie chodził na bieżni? Często myślałem. Czy wystąpiłyby długoterminowe skutki dla jej rozwijającego się ciała, ponieważ kontynuowałbym leczenie?
Chciałem zrobić wszystko, co w mojej mocy, by powstrzymać moją córkę przed utrzymaniem ciężaru mojego bólu, a jednak nawet się nie urodziła, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie ma sposobu, aby ją przed nią powstrzymać.
Tak jak ona była częścią mnie, tak samo był mój ból. Nie można go było schować na strychu, więc jak najlepiej zminimalizować efekt, jaki będzie miał na nią?
Czy posiadanie matki, która nie umiałaby grać z nią w piłkę nożną, osłabiłaby nasz związek? A co, gdybym nie mógł budować bloków na podłodze. Czy przestałaby mnie prosić o grę?
Moja córka urodziła się idealna, zdrowa i brzoskwiniowo różowa. Miłość, którą do niej czułem, była tak wszechogarniająca, że wydawało się, że nawet przechodzący obok nieznajomy będzie w stanie zobaczyć jej głębię.
Nigdy w życiu nie czułem takiego poczucia przynależności do niej, w jakikolwiek sposób, którego potrzebowała, tak długo, jak potrzebowała i dłużej.
Początki rodzicielstwa były dla mnie prawie łatwe. Przeszedłem już dwie operacje biodra, więc powrót do zdrowia po cesarskim cięciu nie przeszkadzał mi zbytnio, a już większość dorosłego życia spędzałem pracując w domu i często byłam zamknięta w mieszkaniu z powodu mojej niepełnosprawności.
Wczesne rodzicielstwo nie wydawało się samotne, jak mnie ostrzegano. Czułem się jak piękna bańka ciepła i więzi, w której mogłem zaspokoić potrzeby mojej dorastającej córki.
Ale kiedy jej okrągły, giętki kształt zaczął nabierać kształtu, jej mięśnie stawały się silniejsze, jej kości twardsze, a ona zaczęła się poruszać, moje ograniczenia stały się bardziej widoczne. Moja córka przeszła od chodzenia do biegania w ciągu tygodnia, a wszystkie obawy, jakie miałam przed nadążaniem, spełniły się na moich oczach.
Płakałam w nocy, kiedy już zasnęła, tak zasmucona, że mogłam nie być wszystkim, czego potrzebowała tego dnia. Czy zawsze tak będzie? Zastanawiałem się.
Wkrótce wspięła się na półki z książkami i zeskoczyła ze zjeżdżalni w parku, jakby ćwiczyła występowanie w „American Ninja Warrior”.
Patrzyłem, jak dzieci moich przyjaciół poruszały się z pewnym niepokojem po wielkim świecie, w którym teraz zamieszkiwały, ale moja córka rzucała swoje ciało w kosmos przy każdej nadarzającej się okazji.
Wydawało się okrutną sztuczką, że ja, najwolniejszy rodzic w każdym parku czy na placu zabaw, będę wychowywał takie śmiałe dziecko.
Ale nigdy nie marzyłem o innym dzieciaku, nigdy nie chciałem, żeby moje dziecko było inne niż ona. Chciałabym tylko być inna, żebym mogła być bardziej tym, czego ona potrzebowała.
Przez pierwsze kilka lat jej życia te myśli regularnie zaprzątały mój mózg. Widziałem tylko to, czego może brakować mojej córce, a nie to, co zyskuje.
A potem poszedłem na trzecią operację biodra. Moja córka miała 2 i pół roku, kiedy moja rodzina przeniosła się na miesiąc do Kolorado, więc mogłem mieć trudny i dość długi (8 godzin) zabieg na lewym biodrze, podczas którego mój zespół IT zostałby zebrany i wbudowany w mój staw, aby pomóc w zapewnieniu stabilność.
Zostawiłbym ją po raz pierwszy na noc, a także musiałbym przestać karmić ją piersią, co chciałem, aby wydarzyło się na jej osi czasu, na pewno nie z powodu mojego bólu lub urazów.
To wszystko wydawało się takie samolubne, a ja byłam pełna strachu: strachu, że stracimy więź, strachu przed tym, co mogłoby spowodować wykorzenienie jej z domu, przytłaczającego strachu przed śmiercią podczas tak intensywnej operacji, strachu, że leczenie może spowodować. ostatecznie zabierz mnie od niej.
Matkom mówi się, że musimy być bezinteresowni, aby być dobrymi, zawsze stawiać dzieci ponad sobą (matka równa się męczennik) i chociaż nie wierzę w ten zmęczony trop i mocno czuję, że w końcu boli tylko matki, próbowałem sobie przypomnieć że ta operacja przyniesie korzyści nie tylko mnie, ale także życiu mojej córki.
Zacząłem regularnie spadać. Za każdym razem, gdy patrzyłem na nią z ziemi, gdzie nagle znajdowałem się kłamliwy, widziałem takie przerażenie w jej oczach.
Chciałem trzymać ją za rękę, a nie za laskę. Bardziej niż cokolwiek chciałem poczuć, jakbym mógł bezpiecznie pobiec za nią, bez poczucia paniki, że zawsze jest poza mną, że zawsze jestem o krok od upadku na ziemię. Ta operacja obiecała mi to dać.
Moja córka urodziła się z wielkim sercem - życzliwość i dawanie jest dla niej po prostu naturalnym stanem - ale nawet świadomość, że znając ją, empatia, którą okazywała podczas mojego powrotu do zdrowia, była prawdziwym zaskoczeniem.
Nie doceniłam tego, z czym moja córka może sobie poradzić. Chciała pomagać każdego dnia; Chciała być częścią „Mamo, która czuje się lepiej”.
Pomagała pchać mój wózek inwalidzki, kiedy tylko nadarzyła się okazja. Chciała się ze mną przytulić, kiedy leżałem w łóżku, głaskałem włosy, pocierałem ramiona. Jak najczęściej przychodziła na fizjoterapię, przekręcała tarcze na maszynie do lodu.
Zamiast ukrywać przed nią mój ból, jak robiłem to od tak dawna, a przynajmniej próbowałem to zrobić, zaprosiłem ją do swojego doświadczenia, a ona odpowiedziała, chcąc dowiedzieć się więcej.
We wszystkich jej działaniach, nawet w najmniejszych gestach, było takie szczere przemyślenie. Nasza więź nie została zerwana, została wzmocniona.
Zaczęliśmy rozmawiać o tym, jak „ciało mamusi” było inne i wymagało szczególnej troski, a gdy część poczucia winy z powodu tego, czego mogła przegapić, odpłynęła, pojawiła się nieoczekiwana duma.
Uczyłem córkę współczucia i obserwowałem, jak ta zamyślenie rozprzestrzenia się przez jej życie. (Kiedy po raz pierwszy zobaczyła duże blizny na mojej nodze po operacji, zapytała, czy może ich dotknąć, a następnie powiedziała mi, jakie są piękne, jaka jestem piękna).
Moja córka, teraz 5-letnia, zawsze pierwsza pyta, jak może pomóc, jeśli mam ciężki dzień z bólem. To dla niej poczucie dumy, że może pomóc się mną zaopiekować.
I chociaż często jej przypominam, że opiekowanie się mną nie jest jej pracą - „To moja praca, o którą dbam ty- mówię jej - mówi mi, że lubi to robić, bo tak robią ludzie, którzy się kochają.
Nie jest już bezradna, kiedy nie mogę wstać z łóżka. Patrzę, jak wkracza do akcji, delikatnie poruszając za mnie nogami, prosząc, żebym podał jej ręce. Widziałem, jak w tych chwilach rośnie jej pewność siebie. Te zadania pomogły jej poczuć się silną, poczuć, że może coś zmienić i zobaczyć, że różne ciała i nasze wyjątkowe wyzwania nie są czymś do ukrycia.
Rozumie, że ciała nie są takie same, że niektórzy z nas potrzebują więcej pomocy niż inni. Kiedy spędzamy czas z przyjaciółmi i innymi osobami niepełnosprawnymi fizycznie, rozwojowo lub intelektualnie, widać w niej dojrzałość i akceptację, czego brakuje wielu jej rówieśnikom.
Zeszłego lata przeszedłem czwarty zabieg, ten na prawym biodrze. Moja córka i ja pisaliśmy wiersze i bawiliśmy się razem w łóżku, oglądaliśmy bardzo wiele filmów o psach, pingwinach i innych psach, a także kolorowaliśmy obok siebie z poduszką podpartą pod naszymi nogami. Przyniosła mi jogurt do mojego lekarstwa i codziennie opowiadała mi historie z obozu, kiedy wracała do domu.
Znaleźliśmy rytm, który będzie nam nadal służył w przyszłości - w ciągu najbliższych 10 lat będę mieć co najmniej dwie operacje - i ciągle znajdujemy nowe sposoby bycia razem, które nie wymagają wysokiego poziomu aktywność fizyczna.
Pozwoliłam jej tacie zająć się tego typu zabawą.
Kiedy pytam córkę, kim chce być, gdy dorośnie, najczęściej odpowie, że jest lekarzem.
To ta sama odpowiedź, której udzieliła, odkąd pojechaliśmy do Kolorado na moją operację.
Czasami powie, że chce zostać artystką lub pisarką, jak ja. Czasami chce zostać inżynierem robotów lub naukowcem.
Ale bez względu na to, jaką pracę sobie wyobraża, zawsze z pewnością zwraca mi uwagę, że niezależnie od tego, jak wygląda jej przyszłość, jakąkolwiek ścieżkę kariery ostatecznie obierze, jest jedna rzecz, o której absolutnie wie, że chce nadal pracować: pomagać ludziom.
„Ponieważ właśnie wtedy czuję się najlepiej” - mówi i wiem, że to prawda.
Thalia Mostow Bruehl jest eseistką, powieściopisarką i niezależną pisarką. Opublikowała eseje w The New York Times, New York Magazine, Another Chicago Magazine, TalkSpace, Babble i nie tylko, a także pracowała dla Playgirl i Esquire. Jej powieść została opublikowana w 12th Street i 6S, a także pojawiła się w programie NPR The Takeaway. Mieszka w Chicago z mężem, córką i wiecznym szczeniakiem Henrykiem.