Przenosimy się do innego stanu w trosce o nasze zdrowie - a także naszych sąsiadów.
Mieszkam z hEDS, hipermobilnym podtypem choroby tkanki łącznej zwanej zespołem Ehlersa-Danlosa (EDS).
Jego wpływ na moje życie jest różny. Ale dla mnie objawia się to głównie przewlekłym bólem, spowodowanym problemami ze skrzywieniem kręgosłupa i nieco słabszymi stawami, przez co mam skłonność do skręceń i zwichnięć.
Innymi słowy… nadaję zupełnie nowe znaczenie pojęciu „zginać i trzaskać”.
Podsumowując, mój stan był możliwy do opanowania przed pandemią. Dla wielu z nas z hEDS „ruch to balsam” i jesteśmy w stanie znaleźć formy fizjoterapii, które będą dla nas całkiem dobre.
Miałem szczęście, że znalazłem rodzaje ćwiczeń wzmacniających, które mi pomogły, i często chodziłem na spacery, aby utrzymać swoją wytrzymałość. Użyłem również rozluźnienia mięśniowo-powięziowego, aby złagodzić ból.
Szło dobrze! Ale potem wydarzył się COVID-19.
Oto kontekst: Mieszkam w mieszkaniu z jedną sypialnią w przebudowanym salonie w rejonie zatoki San Francisco.
Przestrzeń zawsze była problemem, ale zarządzając moimi hEDS, znalazłem pobliskie studio jogi, które pozwoliło mi wykonać czynności, które musiałem wykonać, aby poradzić sobie z bólem, w tym zajęcia łączące rozluźnienie mięśniowo-powięziowe i jogę.
Kiedy COVID-19 zaczął rozprzestrzeniać się w całym kraju, moje studio jogi szybko się zamknęło - tak, jak powinno.
Jedyny problem? Nie miałem bezpiecznej przestrzeni, aby kontynuować fizjoterapię, której potrzebowałem, aby utrzymać ciało w dobrym stanie.
W rezultacie moje zdrowie pogorszyło się.
Kiedy to piszę, cała moja klatka piersiowa boli, jakbym był częścią niefortunnego wypadku w kickboxingu. Moja kifoza stopniowo się pogarszała, dosłowny (i stały) ból szyi i górnej części pleców.
Któregoś dnia upadłem sprawdzając pocztę z powodu kolan dosłownie wydostał się spod mnie.
Dla tych z nas, którzy są sprawni fizycznie, łatwo jest zapomnieć, że najgorszym rezultatem dla zamówienia ze schroniskiem jest nie tylko „Nie mogę iść do mojej ulubionej kawiarni” lub „Jestem znudzony mój umysł."
Dla tych z nas, którzy cierpią na choroby przewlekłe, oznacza to, że wielu z nas nie ma dostępu do zajęć, terapii i zasobów, które pomogły nam zarządzać naszym codziennym życiem.
A jeśli masz obniżoną odporność, może to oznaczać całkowitą izolację - nawet, a zwłaszcza, gdy niektóre stany zaczynają się ponownie otwierać.
W moim małym mieszkaniu w mieście z trzema ludźmi i dwoma kotami stanąłem przed trudną (i kosztowną) decyzją.
Nie mogłem kontynuować mojego PT w domu, ponieważ po prostu nie było na to miejsca. Świadomość, że mogę bezobjawowo, i mieszkanie w miasteczku uniwersyteckim - z hordami pijanych, pozbawionych masek, nieodpowiedzialnych uczniów - sprawiło, że wyjście poza miasto było ryzykiem, którego nie chciałem podjąć.
Pomysł życia na tym zwiększonym poziomie bólu, dopóki (i jeśli) szczepionka nie stanie się dostępna, nie był czymś, co czułam, że nie mógłbym znieść. Pomysł codziennego wychodzenia na zewnątrz, aby się przeprowadzić - jednocześnie narażając siebie lub innych na tego wirusa - też nie wydawał się właściwą decyzją.
Dlatego nasza rodzina dokonała wyboru, którego mamy szczęście. Przenosimy się do innego stanu w trosce o nasze zdrowie - a także naszych sąsiadów.
Przeniesienie się na większą przestrzeń - obejmującą przestrzeń zewnętrzną - było jedynym sposobem na kontynuację samo-kwarantanny w zrównoważony sposób.
Ale jest niezliczona liczba osób z przewlekłymi chorobami, których nie stać na tak drogie zakwaterowanie.
Są tacy, którzy wymagają hydroterapii i nie mogą dostać się na basen, inni z obniżoną odpornością i nie mogą wyjść na zewnątrz, ale potrzebują codziennych spacerów, aby zapobiec utracie kondycji.
Są ludzie, którzy potrzebują fizjoterapii, ale nie mają bezpiecznego dostępu do osobistego instruktażu, i inni, którzy potrzebują krytycznych badań medycznych, zastrzyków i infuzji, ale musieli odłożyć je na dającą się przewidzieć przyszłość.
Moja rodzina nie jest jedyną rodziną, która podejmuje trudne decyzje ze względu na zdrowotny wpływ schronienia na miejscu.
Mamy po prostu tyle szczęścia, że możemy podejmować niezbędne decyzje, nawet jeśli oznacza to przeszukiwanie i przenoszenie wydatków na kartę kredytową, aby móc to osiągnąć.
Nie podzielam moich zmagań, ponieważ uważam, że baseny i studia jogi powinny zostać ponownie otwarte dla osób niepełnosprawnych.
Wręcz przeciwnie - niedawne wzrosty liczby przypadków COVID-19 wskazały, że teraz nie jest czas na podejmowanie ryzyka.
Dzielę się tym, ponieważ wciąż powszechna jest odmowa przestrzegania wytycznych CDC.
Dzielę się tym, ponieważ nadal istnieje głębokie zaprzeczanie powadze tej pandemii i znaczeniu noszenia maski w celu złagodzenia rozprzestrzeniania się.
Ponieważ podczas gdy niektórzy ludzie walczą o to, że nie mogą się ostrzyc ani napić się w barze, rodziny takie jak moja muszą podejmować decyzje zmieniające życie z powodu rozprzestrzeniania się COVID-19 - pogorszonego znacznie przez lekkomyślność naszych sąsiadów i polityków.
Kiedy traktujesz zlecenie schronienia na miejscu lub polecenie maski jako kwestię osobistej wolności, a nie zbiorowej odpowiedzialności, całkowicie mijasz się z celem.
Pozostajemy w domu nie dlatego, że jest to wygodne, ale dlatego, że dyskomfort związany z kwarantanną jest tego wart, nawet jeśli w rezultacie tylko jedna wrażliwa osoba jest chroniona.
Chronimy się na miejscu, ponieważ jest zbyt wiele niewiadomych na temat tego wirusa, aby mieć pewność, że nie narażamy naszych sąsiadów.
Nosimy maski, ponieważ najlepsze dowody, jakie posiadamy, wskazują, że niektóre maski mogą udaremnić wiele kropelek z dróg oddechowych, które przenoszą wirusa z człowieka na człowieka.
W przypadku rodzin takich jak moja nie kwestionujemy, czy powinniśmy ponownie otworzyć nasz stan. Zamiast tego musimy ponownie ocenić, jak zrównoważone są nasze warunki mieszkaniowe w perspektywie długoterminowej.
Wyłączenia w całym stanie nie stanowią problemu, chociaż łatwo jest wskazać palcem. Uwierz mi, bardzo chciałbym pójść do kina z moim partnerem lub wrócić na fizjoterapię z powodu bólu.
Jednak radykalnie akceptuję tę nową rzeczywistość, ponieważ jest to jedyny sposób, w jaki wiem, jak chronić siebie i innych.
Zamykanie plaż i salonów fryzjerskich to nie problem. Poproszenie o noszenie maski też nie jest problemem.
To nasza odmowa pozwolenia na chwilowe zakłócenie naszego życia w celu ochrony siebie nawzajem, to jest prawdziwy problem.
A jeśli nasi sąsiedzi i przywódcy narodów odmówią potraktowania tego z taką powagą, jakiej wymaga, to od nas zależy, czy zrobimy wszystko, co konieczne, aby nadal zapewnić schronienie na miejscu - nawet jeśli oznacza to w ogóle znalezienie nowego domu.
Jestem w tym na dłuższą metę. Dosłownie.
Surowa rzeczywistość, z którą mamy do czynienia, jest taka: COVID-19 nigdzie się nie wybiera.
I dopóki nie będzie lepiej opanowany, powinniśmy być przygotowani na przyszłość, przed którą stoimy - a nie tęsknić za życiem, które mieliśmy, zanim stała się naszą nową rzeczywistością.
Sam Dylan Finch jest trenerem odnowy biologicznej, pisarzem i strategiem medialnym w San Francisco Bay Area. Jest głównym redaktorem działu zdrowia psychicznego i chorób przewlekłych w Healthline i współzałożycielem Kolektyw Queer Resilience, spółdzielnia coachingowa dla osób LGBTQ +. Możesz się przywitać Instagram, Świergot, Facebooklub dowiedz się więcej na SamDylanFinch.com.