Kiedyś czułam się jak harmonogram, a plan był jedyną drogą do rodzicielstwa. Teraz znajduję pewną radość w nieznanym.
Uwielbiam zasady i rutynę. Żyjąc z zespołem lęku uogólnionego przez całe życie, przewidywalność sprawia, że czuję się bezpiecznie. Kiedy więc nasze dziecko przestało jeść i spać w ciągu dnia, nie tylko zakłóciło to mój harmonogram, ale i cały świat. Oczywiście nie pomogło to światu był faktycznie zakłócony wybuchem COVID-19 w tym samym czasie.
Nasze dziecko organicznie wpadło w harmonogram w wieku 6 tygodni, więc (naiwnie) założyłem, że zawsze będzie poddany reżimowi. W końcu jest moim synem. Nie zrozumcie mnie źle, wciąż było wiele popołudni „bez drzemki”, ale poza tym dość precyzyjnie podążał za zegarem - jadł co 3 godziny i spał spokojnie po 45 minutach czuwania.
Potem skończył 12 tygodni.
W ciągu miesiąca to, co zaczęło się od sporadycznego tracenia uwagi podczas karmienia i trochę dłuższego zasypiania, przerodziło się w całodzienne karmienie piersią i strajk drzemki.
Mniej więcej w tym samym czasie do Stanów Zjednoczonych dotarła nowa choroba koronawirusa. Wraz ze wzrostem rozprzestrzeniania się wirusa pogarszały się wzorce jedzenia i spania naszego dziecka. Zastanawiałem się, jak wiele z jego zachowań było normalnymi zmianami rozwojowymi i jak bardzo odbierał niepokój w większym świecie wokół nas.
W jednej minucie byłby podniecony, uśmiechał się i próbował swojego pierwszego prawdziwego chichotu. Następnym byłby histeryczny, niepocieszony i czkający, by złapać oddech - uosabiając kolejkę górską emocji, które odczuwało tak wielu z nas.
Kiedy nasze miasto otrzymało nakaz pozostania w domu, moje życie zostało zakłócone nie tylko wewnątrz naszego domu, ale także na zewnątrz.
Zwykle, gdy sytuacja jest niepewna, pociesza mnie trzymanie się sztywnego harmonogramu. Iluzja kontroli łagodzi mój niepokój. Porządek zostania w domu nie tylko sprawiał, że było to trudne, ponieważ nie mogliśmy wyjść na zewnątrz, aby wykonywać nasze zwykłe czynności i sprawunki, ale za każdym razem, gdy próbowałem trzymać się harmonogramu w domu, mój syn go zakłócał.
Znalazłem się nie tylko w naszym mieszkaniu, ale w kącie pokoju dziecinnego, próbując nakłonić go do jedzenia i spania.
Po kilku popołudniowych wspólnym płaczu z frustracji (ja chciałem, żeby spał, on nie chciał mieć udziału), postanowiłem spróbować czegoś innego.
Postanowiłem przestać walczyć z tym, co się dzieje, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz.
Mój syn, podobnie jak świat, nie jest pod moją kontrolą
Mogę jednak kontrolować, jak podchodzę do tego okresu wielkiej niepewności. Mogę poluzować moje sztywne harmonogramy i nagiąć moje zaostrzone zasady. Mogę nauczyć się płynąć ze zmianą, zamiast się jej opierać.
Zacząłem od jego posiłków. Wcześniej spędzałem cały dzień rozciągając lub skracając czas między karmieniami, próbując trafić w określone godziny na zegarze. To znacznie ułatwiło zaplanowanie dnia. Teraz, jeśli nie je w określonym czasie, idę z tym.
W niektóre dni oferuję mu mój cycek co godzinę, innym razem dłużej niż 3 godziny. Dzięki zamówieniu z możliwością pozostania w domu nie musimy dokąd iść, dzięki czemu jesteśmy bardziej elastyczni. Poza tym, wywierając na nim mniejszą presję, faktycznie je lepiej.
Następnie przestałem wymuszać sen w ciągu dnia. Byłam tak zobowiązana do budzenia okien, że ciągle patrzyłam na zegar, zamiast patrzeć na moje dziecko. Albo ustalałbym zasady, tak jakbym mógł nosić dziecko tylko raz w ciągu dnia (chociaż chciałem go nosić ciągle), bo on „musiał ćwiczyć” spanie w łóżeczku.
Teraz proponujemy mu drzemkę, a jeśli nie jest gotowy zasnąć, pozwalamy mu zostać trochę dłużej. Będąc w domu, mam również swobodę noszenia go przez cały dzień, jeśli tego potrzebuje. Ten dodatkowy czas na wspólną zabawę i przytulanie jest o wiele przyjemniejszy niż bycie przykutym do bujanego fotela z wrzeszczącym dzieckiem. I kończy lepiej spać.
Innym miejscem, w którym rozluźniam swoje zasady, są ekrany. Miałem nadzieję, że ograniczę ekspozycję naszego syna na ekran do co najmniej 2 lat. Gdybyśmy korzystali z FaceTime, czułbym potrzebę ucieczki, żeby go nie „zepsuć”. Teraz Zoom i FaceTime są niezbędne do utrzymywania kontaktu z rodziną i przyjaciółmi oraz naszą grupą mamusi i ja.
Trochę więcej czasu przed ekranem to niewielka cena za połączenie międzyludzkie, zwłaszcza w momencie, gdy wszyscy go najbardziej potrzebujemy. Jest również bardzo satysfakcjonujące, gdy widzę, jak szczęśliwy sprawia, że wszyscy go widzą i zaczynamy widzieć, jak rozpoznaje każdego z powrotem.
Na początku było to bardzo niewygodne, pozwalając odejść tym wszystkim rzeczom. Czułam, że zawiodłam jako matka, ponieważ nie trzymałam się moich „zasad”. Bałem się nieznanego. To wszystko stworzyło znaczny dodatkowy stres w już stresującym czasie.
Widzisz, stosowałem harmonogramy i zasady i utrzymywałem swoje życie w przewidywalności, ale mój syn nie jest robotem, a świat nie jest maszyną.
Kwarantanna może wydawać się zarówno przerażająca, jak i przyziemna. Uwolnienie moich zasad uczyniło nasze dni nie tylko bardziej radosnymi, ale i ekscytującymi. W końcu to w nieznanym miejscu znajdujemy możliwość. To jest świat, którym chcę się dzielić z synem - taki, w którym wszystko jest możliwe.
Sarah Ezrin jest motywatorem, pisarką, nauczycielką jogi i trenerem nauczycieli jogi. Z siedzibą w San Francisco, gdzie mieszka ze swoim mężem i psem, Sarah zmienia świat, ucząc miłości własnej tylko jedną osobę na raz. Aby uzyskać więcej informacji na temat Sarah, odwiedź jej witrynę internetową, www.sarahezrinyoga.com.