Życie w ciele to złożone doświadczenie.
Florence Goupil / Getty ImagesJedno z najbardziej surrealistycznych doświadczeń w moim dorosłym życiu miało miejsce, gdy siedziałem przy biurku w pracy i słuchałem, jak pielęgniarka mówi mi przez telefon, że moi lekarze odkryli serię uszkodzeń mózgu i kręgosłupa podczas mojego ostatniego rezonansu magnetycznego.
Jak to się dzieje, że te niewidoczne dla mnie uszkodzenia mogą istnieć? Moim zdaniem to było coś, co przydarzyło się innym ludziom, a nie mnie.
Sześć lat później nadal żartuję, że przed tym dniem nigdy tak naprawdę nie zidentyfikowałem się jako osoba z uszkodzeniami mózgu i kręgosłupa, ponieważ oczywiście nikt z nas tego nie robi, dopóki nie otrzymamy tego telefonu. Po prostu nie jest to część tego, co zwykle wyobrażamy sobie w życiu.
Diagnoza lekarska może powodować wyobcowanie z naszego własnego ciała. W pierwszych dniach i tygodniach mojej nowej diagnozy stwardnienia rozsianego (SM) czułem się jak obcy we własnej skórze.
Okres przed diagnozą był równie dziwny, jeśli nie bardziej.
MS po raz pierwszy odwiedziło mnie jako znacząca zmiana w odczuwaniu nerwów pewnego ranka, kiedy wstałem z łóżka.
Moja lewa stopa poczuła zimną podłogę, a prawa stopa była ciepła. Pierwszego dnia głębokie odrętwienie przeszło mi przez nogę do biodra i trwało ponad tydzień. W końcu zmienił boki na moją lewą nogę, sięgając nawet wyżej, aż do połowy tułowia.
Wrażenie utrzymywało się przez tygodnie, a potem miesiące. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego moje ciało zachowuje się tak dziwnie.
Gdybyś powiedział mi, że lata w przyszłość spojrzałbym wstecz na prezentację tej nowej choroby neurologicznej jako na początek lepszej relacji z moim ciałem, prawdopodobnie roześmiałbym się i uniosłem brew. A jednak dzisiaj mogę wam powiedzieć, że tak właśnie się stało.
Jak to się dzieje, że moja relacja z ciałem ewoluowała na lepsze, nawet pośród zmieniającej życie diagnozy nieuleczalnej choroby?
Nauczyć się ufać potrzebom mojego ciała
Okres, zanim dowiedziałem się, że mam SM, był dla mnie trudny, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
Oprócz „dziwnej rzeczy z drętwieniem nóg”, doświadczyłem znaczącej zmiany w moim poziomie energii. Jedyne słowo, którego użyłem, to „zmęczony”, ale patrząc wstecz, widzę, że był to jeszcze głębszy typ zmęczenia SM, zwany „zmęczeniem”.
W tamtym czasie odczuwałem ogromną zwątpienie w siebie, dlaczego to „zmęczenie” wciąż się pojawia.
Przez większość dni uciekałem się do potajemnej drzemki pod biurkiem w pracy i nie mogłem przestać myśleć o epizodzie z Seinfelda, kiedy George dowiedział się, że może wymykać się luksusowymi drzemkami w pracy.
Tak naprawdę nie identyfikuję się jako typ George'a Costanzy, więc wywołało to pewien wstyd. Ciężko pracowałem, aby nawiązać godne zaufania i profesjonalne relacje z moimi współpracownikami w moim miejscu pracy.
Te drzemki były tak dalekie od tego, jak siebie widziałem, a jednak ich potrzebowałem.
Czy byłem leniwy? Czy przestałem dbać o swoją pracę? Ponieważ nie miałem jeszcze diagnozy, wiedziałem tylko, że mogę bezpośrednio winić to, kim jestem jako osoba.
Yikes.
Nawet po postawieniu diagnozy zwątpienie w siebie trwało. Czasami nie miało nawet znaczenia, że patrzyłem na dosłowne obrazy uszkodzeń w moim mózgu i kręgosłupie; coś we mnie wątpiło w ważność moich symptomów.
A jeśli to tylko ja i moja postawa? Może musiałem się z tego wyrwać i być bardziej pozytywnym, energicznym i odpornym.
Z biegiem czasu, dzięki psychoterapii z klinicystą, który bardzo mi się podobał, zacząłem rozumieć, że nauczyłem się wzorców zwątpienia i obwiniania się od dzieciństwa, kiedy tak wielu z nas doświadcza wstydu i strachu w systemie edukacji podstawowej i ponadpodstawowej. , w naszych relacjach rodzinnych i w całej kulturze przede wszystkim pracy.
Dzieci i kobiety często można wątpić i osłabiać także w świecie medycyny. Skoro już tu jesteśmy, ważne jest, aby wspomnieć, że osoby transpłciowe i kobiety kolorowe doświadczają zupełnie innego poziomu medycznego unieważnienia i złego traktowania, z którym nie mogę się osobiście odnieść, ale z pewnością jest to bardzo realne.
Kiedy odkryłem te wzorce zwątpienia, zacząłem znajdować nowe sposoby odnoszenia się do mojego ciała i myślenia. Zamiast wątpić w siebie, eksperymentowałem, wierząc w moje objawy i swoje ciało.
Mój stary wzorzec sprawiłby, że zastanawiałbym się nad swoimi potrzebami, próbował po prostu iść dalej lub obwiniać siebie, że nie spełniam wymagań. Teraz uczyłam się prosić o więcej tego, czego potrzebuję w pracy w postaci zakwaterowania i czasu wolnego. Uczyłem się prosić przyjaciół o wsparcie, łaskę i elastyczność, kiedy tego potrzebowałem.
Brak przepustowości pozwalającej na ignorowanie potrzeb mojego ciała - tak niezręczny i niewygodny, jak na początku - był pod pewnymi względami darem.
Odkrywając, że ignorowałam swoje ciało, otworzyłam drzwi do pozytywnej, responsywnej komunikacji z nim. Dowiedziałem się, że jest to całkowicie akceptowalne, jeśli muszę się zatrzymać, wrócić do domu i odpocząć.
Odnoszące się do wewnętrznego dziecka i wewnętrznego opiekuna
Nawet po latach życia ze stwardnieniem rozsianym (i jeszcze więcej lat spędzonych na „dorosłości”) nadal odczuwam niepokój medyczny prowadzący do pewnych wizyt u lekarza.
Pamiętam uczucie zapięcia pasów na klatce piersiowej w drodze na wlew leku w szpitalu. Mój żołądek wywrócił się do góry nogami i patrzyłem, jak wycieraczki przedniej szyby poruszają się złowieszczo w przód iw tył, gdy zbliżałem się do celu.
Przez głowę przemknęły mi obrazy tego, „co może się zdarzyć”. Ogarnęła mnie chęć przebywania w domu i chowania się pod kocami, i poczułem smutek, złość i strach.
Jako dziecko chowałem się w łazience w gabinecie lekarskim, kiedy nadchodził czas na zaszczepienie, lub, jak powiedziałoby moje dziecko, „zastrzyk”. Auć. Strach był wtedy silny!
Jako dorosły czasami czuję się zmuszony zignorować ten sam strach i po prostu udawać, że wszystko jest w porządku. Ale to dość nienaturalne, bo prawda jest taka, że czasami się boję.
Podczas mojego szkolenia jako psychoterapeuty nauczyłem się, jak silnie odnosić się do wewnętrznego dziecka, które może odczuwać strach, dokładnie tak, jak robiliśmy to jako dzieci.
Wielu z nas może domyślnie reagować na te lęki ze strony naszych „wewnętrznych rozwiązujących problemy”, kiedy to, czego naprawdę potrzebujemy, to współczująca, pielęgnująca część siebie, aby pomóc ukoić i potwierdzić nasze dziecięce lęki.
Więc pewnego dnia, podczas przerażającej jazdy do gabinetu lekarskiego, zdecydowałem się raczej skierować ku przerażającym emocjom, niż od nich odejść.
Poszło jeszcze lepiej niż oczekiwano.
Kiedy zacząłem patrzeć na strach w sobie w taki sam sposób, w jaki patrzę na niego z ukochanego dziecka w moim życiu, zdałem sobie sprawę, że zachowywałem się dokładnie odwrotnie niż w przypadku małego dziecka.
Prawdopodobnie posłuchałbym przestraszonego dziecka, powiedziałbym jej, że ma sens, że się boi, ścisnąłem jej dłoń i dałem jej do zrozumienia, że będę z nią przez cały czas.
Zamiast wmawiać sobie, żebym przestał się bać, przeprowadziłem wewnętrzną rozmowę między moim opiekuńczym, opiekuńczym sobą a moim przerażonym, małym dzieckiem.
Powiedziałem jej, że dobrze jest mieć ostatnie uczucie i że nie winię jej za to, że się boi. Pozwoliłam jej płakać, zaciskać zęby, krzyżować ramiona i czuć się ogólnie fatalnie.
Pozwalając sobie na odczuwanie trudnych uczuć, otworzyłem swoją zdolność do doświadczania troski i ochrony ze strony opiekuńczej siebie.
To było jak forma szacunku do samego siebie.
Kiedy ćwiczyłem ten nowy sposób reagowania na siebie, moje wizyty zaczęły być mniej podobne do mnie wobec personelu medycznego i świata, a bardziej do współpracy między różnymi częściami mnie, niezależnie od tego, co przyniosło mi spotkanie.
To nowe podejście pomogło mi zwiększyć zakres emocji. poczułem więc dumny z siebie - czasami nawet radosny - po spotkaniach, ponieważ pozwalałem sobie na odczuwanie urazy, kiedy się pojawiały.
To właśnie oznacza pozostać przy mnie, zamiast porzucać przerażające części mnie, kiedy się pojawiają.
Postrzeganie ciała jako naczynia
Kiedyś uczestniczyłam w zajęciach dla kobiet z optymistycznym instruktorem, który próbował zmotywować mnie i moich kolegów z klasy podejściem, które po prostu mi nie wyszło.
Nauczyła nas nowego i wymagającego ruchu, zasugerowała, że jeśli będziemy ciężko pracować, zostaniemy nagrodzeni „ładnymi” ciałami, które wywołały - i nie żartuję - większe i droższe diamentowe pierścionki zaręczynowe od naszych zalotników. Nadal chichoczę, kiedy o tym myślę.
Kilka lat później poszedłem na zajęcia grupowe prowadzone przez innego nauczyciela z innym podejściem. Zachęcała nas, mówiąc, że gdybyśmy opanowali te ćwiczenia, bylibyśmy dobrze przygotowani do uprawiania pewnych sportów z prawdziwą siłą i zręcznością.
Podobało mi się to drugie podejście, ponieważ dało mi siłę i zainspirowało mnie do robienia więcej z moim ciałem w oparciu o własną przyjemność, w porównaniu z podejściem z zewnątrz pierwszego instruktora, który nadał priorytet poglądom innych na nasze ciała.
Dorastając jako dziewczyna, a teraz poruszając się po świecie jako kobieta, nauczyłam się subtelnych i jawnych sposobów myślenia o moim ciele. Chociaż może to być osobny artykuł, mogę podsumować wszystkie te nieprzydatne komunikaty społecznościowe jednym zdaniem: „Martw się o to, jak inni widzą Twoje ciało”.
Zawsze będę wspierać kobiety cieszące się zewnętrznym wyglądem naszych ciał i celebrujące je, a jednak zajęło mi trochę czasu, zanim zrozumiałem, jak to może wydawać się wyzwalające, a nie przytłaczające dla mojego ducha.
Życie z nowo zdiagnozowanym stanem zdrowia naprawdę pomogło mi przyspieszyć tę całą koncepcję. Ableizm i seksizm mogą połączyć siły, aby stworzyć krytyczny wewnętrzny głos, który brzmi podobnie do tego pierwszego instruktora ćwiczeń.
Kiedy zadaję sobie pytanie, czy inni uznają mnie za pożądanego, nawet ze stwardnieniem rozsianym, uważam, że daje mi siłę, aby zauważyć, jak bardzo to pytanie koncentruje się na perspektywie tego, kim jestem kogoś innego punktu widzenia lub systemu wartości „z zewnątrz”.
To idzie w parze z przekazem kulturowym, że mamy określić naszą wartość na podstawie tego, jak inni postrzegają nas fizycznie.
Odzyskując swój związek z ciałem podczas życia ze stwardnieniem rozsianym, zacząłem definiować go od podszewki.
Moje ciało jest dla mnie i za moje zaangażowanie w świat. Służy do przytulania moich przyjaciół i rodziny, oglądania wschodów słońca, zabawy na podłodze z dziećmi w moim życiu, cieszenia się jedzeniem, gorących kąpieli i wszystkiego innego, co jest dla mnie ważne.
Kiedy widzę swoje ciało jako naczynie, które pozwala mi robić to, co kocham, czuję się nieskończony i bezgraniczny, tak potężny i oszałamiający jak wszystkie gwiazdy na niebie.
Z tego miejsca, jak mogłem postrzegać siebie jako coś mniej niż godnego?
Życie z fizycznymi ograniczeniami oznacza bycie kreatywnym, gdy nie mam umiejętności robienia dokładnie tego, co chcę, na przykład cieszenia się żywą rośliną lub bukietem kwiatów, gdy moje ciało nie jest gotowe na spacer po naturze lub wysyłanie SMS-ów z przyjaciółmi kiedy nie czuję się na tyle dobrze, żeby spędzać czas osobiście.
Dziś moim celem jest tak wielkie zaangażowanie się w robienie rzeczy, które kocham i cieszenie się otaczającym mnie światem, że zapominam o tym, jak oceniają mnie inni. To ciągły proces, ale takie podejście przyniosło mi wiele wyzwolenia.
Podsumowując
Niezależnie od tego, czy cierpisz na przewlekłą chorobę, czy nie, życie w ciele jest złożonym doświadczeniem.
Łatwo jest dać się wciągnąć w nieprzydatne pomysły, które skłaniają nas do nieufności wobec siebie i naszych ciał, tłumienia naszych prawdziwych emocji i skupiania się bardziej na tym, co inni myślą o naszych ciałach, niż na tym, co przynosi nam radość i spełnienie.
Twój związek z ciałem należy do Ciebie i prawdopodobnie będzie ewoluował przez resztę Twojego życia. Możesz wybrać sposób, w jaki się do tego odnosisz, a ja w pełni wspieram Cię w robieniu tego, co wydaje się właściwe w oparciu o Twoją osobowość, potrzeby i poczucie spełnienia.
Życzę wam, abyście przeżyli chwile - a nawet całe życie! - wierzyć, pielęgnować i cieszyć się swoim ciałem. Nie dlatego, że ktoś ci to kazał, ale dlatego, że jest twój i jest wart twojej przyjaźni.
Lauren Selfridge jest licencjonowaną terapeutką małżeńską i rodzinną z Kalifornii, pracującą online z osobami żyjącymi z przewlekłymi chorobami oraz parami. Prowadzi podcast z wywiadem „To nie jest to, co zamówiłem”, poświęcony pełnemu życiu życiu z przewlekłą chorobą i problemami zdrowotnymi. Lauren żyje z nawracająco-ustępującym stwardnieniem rozsianym od ponad 5 lat i po drodze przeżyła wiele radosnych i trudnych chwil. Możesz dowiedzieć się więcej o pracy Laury w jej witrynie lub Śledź ją i jej podcast na Instagramie.