Była małą damą o gładkiej skórze mokki. Pomimo tego, że była starszą plemienną, jej włosy były czarne jak jedwab bez szeptu siwizny. Zgodnie z modą jej ludu miała na sobie długą ciemną spódnicę i aksamitną bluzkę w kolorze neonowoczerwonym. Ozdobiona była dużą, odlewaną w piaskiem srebrną i turkusową biżuterią, a jej twarz miała przyjemny i niewzruszony wyraz.
Kiedy wręczyłem jej glukometr, na którym wykonałem próbne, demonstracyjne badanie krwi, jej oczy stały się twarde jak krzemień, kiedy powiedziała mi: „Nie mogę dotknąć twojej krwi. Jesteś moim wrogiem."
Wróg?
To słowo zatrzymało mnie na tropie. Prawie upuściłem glukometr. Nie mam żadnych wrogów i nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogę być kimś innym. A już zwłaszcza nie kogoś, kogo poznałam po raz pierwszy. „Cukrzyca jest wrogiem. Nie ja - powiedziałem.
Niezachwianie odpowiedziała: „Jesteś bilagana”. To Navajo dla białego człowieka. Biorąc pod uwagę to, co bilagáanas zrobiliśmy jej ludowi wieki temu, myślę, że nie mogłem jej za to winić, aw każdym razie już dawno nauczyłem się, że nie można zmienić rodzimej kultury ani tradycji. Są odlane z żelaza i otoczone kamieniem - tak niezmienne jak prawa fizyki.
Kiedy przyszło do trudnego zadania, jakim jest przekonanie rdzennych Amerykanów, aby zrozumieli i wzięli udział w leczeniu cukrzycy, ta kultura i tradycja mogą być tak paraliżująco uparte, jak ciężka hipoglikemia dla kogoś, kto próbuje wejść lub zejść ze wzgórza.
Rdzenni Amerykanie i cukrzyca
Po raz pierwszy dowiedziałem się o tym jako dziecko dorastające wśród Indian Navajos, Utes, Apache i Pueblo. A ja właśnie spędziłem poprzednie cztery lata nauczając w projekcie Szkoły Medycznej Uniwersytetu Nowego Meksyku (Edukacja poprzez organizacje kulturalne i historyczne), gdzie dwie trzecie naszych stażystów stanowili rdzenni Amerykanie.
Więc znam rdzenne zwyczaje. Ale pomimo całego mojego doświadczenia, było to moje pierwsze bezpośrednie spotkanie z niechęcią Navajo do krwi. Ale teraz moim problemem była krew Navajo. Cóż, w każdym razie cukier we krwi.
Plemię Navajo jest największe w Stanach Zjednoczonych, liczy ponad 300 000 członków. Ich rezerwat jest większy niż stan Wirginia Zachodnia i rozciąga się na części Arizony, Nowego Meksyku i Utah. Navajo mają również problem z cukrzycą, który jest tak duży jak ich rezerwacja.
National Indian Council on Aging (NICOA) pokazuje, że Indianie amerykańscy i rdzenni mieszkańcy Alaski mają najwyższe wskaźniki rozpowszechnienia cukrzycy ze wszystkich grup rasowych i etnicznych w Stanach Zjednoczonych.
Tymczasem Centers for Disease Control and Prevention (CDC) przewiduje, że jedno na dwoje dzieci Indian amerykańskich / rdzennych mieszkańców Alaski urodzonych w 2000 roku będzie miało cukrzycę typu 2 w swoim życiu, chyba że obecny trend zostanie zatrzymany. U ponad 16 procent zdiagnozowano w porównaniu z 8,7 procent osób rasy białej nielatynoskiej, a u jednego na sześciu dorosłych Indian amerykańskich i rdzennych mieszkańców Alaski zdiagnozowano cukrzycę - ponad dwukrotnie wyższy wskaźnik chorobowości w ogólnej populacji Stanów Zjednoczonych.
Więc co robią Navajo i inne plemiona z cukrzycą? Dużo. Navajo mają jeden z najlepszych programów do walki z cukrzycą w Stanach Zjednoczonych i nie są sami. W przeciwieństwie do opieki diabetologicznej w społecznościach obcych, pieniądze nie są największym problemem.
Tubylcy mają bezpłatną opiekę zdrowotną za pośrednictwem indyjskiej służby zdrowia (IHS), a wiele plemion wpompowuje duże sumy pieniędzy z przychodów z ropy i gazu lub kasyn do własnych systemów opieki zdrowotnej. Kiedy Jicarilla Apache Nation nie dbała o stan szpitala IHS w ich stolicy Dulce w Nowym Meksyku, właśnie zbudowali nowy dla rządu.
Mimo wszystko, co im to przyniosło. Zbudowali również własne centrum dializ. Dla plemienia liczącego zaledwie 3000 członków.
I to jest sedno dylematu. Plemiona tubylcze mają większy problem niż reszta z nas, ale lepsze zasoby. A jednak nadal wydaje się, że przegrywają bitwę.
Winić dietę na bazie białej mąki?
Wiele osób w Kraju Indii uważa, że „tradycyjna” dieta rdzennych mieszkańców jest winna występowania cukrzycy w stratosferze. W przypadku Navajo obejmuje to smażony chleb, pastę z białej mąki gotowaną na roztopionym smalcu, aby uzyskać podpuchnięty produkt z podpłomyków. Jak, u licha, coś takiego stało się tradycyjnym jedzeniem? Jedno słowo: towary.
Przez dziesięciolecia po drugiej wojnie światowej głównym dostawcą żywności w większości rezerwatów indyjskich były dostarczane przez rząd uprzemysłowione produkty łańcucha żywnościowego: żywność w puszkach i pudełkach. Smażony chleb to tak naprawdę kreatywne rozwiązanie dylematu żywieniowego: Czy wystarczy WTF, aby jeść ze smalcem i mąką?
Zdjęcia Galina Burgart / Getty
Mimo to co najmniej trzy pokolenia tubylców dorastały jedząc te produkty, więc teraz jest to „tradycyjna dieta”. Rozwój rodzimej cukrzycy podąża za trajektorią produktów, więc głównym obszarem interwencji w programach rodzimej cukrzycy jest próba zmiany sposobu gotowania przez ludzi. Różni się to od popierania skromnych zmian diety do bardziej radykalnych wezwań do powrotu przedeuropejskich, kontaktowych, surowych diet. Ale to ciężka, żmudna walka. Rodzimi starcy ludzie, podobnie jak starzy ludzie wszędzie, nie lubią, gdy im się mówi, co mają robić; a kulturowe wymagania szacunku dla starszych zakorzenionych w większości rdzennych członków plemienia sprawiają, że interwencja jest o wiele trudniejsza.
Postęp jest powolny, a straty rosną. Pamiętasz Centrum Dializ Jicarilla, o którym wspomniałem?
Współczesna medycyna spotyka tradycję
A co z roztworem Białego Człowieka w świętej apteczce? Tubylcy, zwłaszcza starsi, nie są zbyt chętni do przyjmowania „Medycyny Białego Człowieka”, jak mówią moi rdzenni studenci, i często polegają zamiast tego na tradycyjnych metodach leczenia. Zasadziłem w głowach wielu moich rodzimych studentów, że cukrzyca jest przekleństwem Białego Człowieka wywołanym przez naszą białą żywność i dlatego wymaga lekarstwa Białego Człowieka, ale nie otrzymałem jeszcze odpowiedzi od żadnego z nich, jeśli to podejście motywacyjne zadziałało.
Osobiście uważam, że przyszłość plemion w walce z epidemią rysuje się w jasnych barwach. Jeśli nie dla tego pokolenia, to dla następnego. Kiedy uczyłem w ECHO, jedną z pierwszych rzeczy, o które zapytałem, było to, ilu uczniów choruje na cukrzycę. Biorąc pod uwagę dane demograficzne naszych uczniów, zawsze było dla mnie wielkim zaskoczeniem, jak mało osób z PWD (chorych na cukrzycę) mieliśmy w każdej kohorcie. Prawie żadnego. Ale kiedy zapytałem, kto ma członka rodziny chorego na cukrzycę, wszystkie ręce wystrzeliły do góry. Bez względu na to, czy mogą poruszyć starszych, widzą napis na ścianie i chcą wyeliminować cukrzycę jako tradycję plemienną.
Moje podejście do nauczania naszych uczniów plemienia polegało na szanowaniu ich tradycji, ale próbowałem stworzyć nowe definicje tego, kim wszyscy jesteśmy. Cukrzyca też to plemię. A ci z nas, którzy go mają, jak również nasi bliscy, są członkami. To wykracza poza język, kulturę i tradycję. Wszyscy możemy się od siebie uczyć. Skupiłem się na nauczaniu naszych studentów, czym jest cukrzyca, a potem liczyłem na ich rdzenną mądrość i tradycje, aby znaleźć sposób na wykorzystanie tej wiedzy, aby pomóc swoim ludziom.
Czy to uczyniło przyjaciela z mojego nowego wroga? Czy usiedliśmy razem i zapaliliśmy fajkę pokoju? Nie. Ale na ceremonii ukończenia szkoły pod koniec jej czterech miesięcy szkolenia podeszła do mnie i położyła jedną rękę na moim ramieniu, lekkim jak piórko, ledwie mnie dotykając, i powiedziała: „Nadal jesteś moim wrogiem… Ale jesteś dobrym wrogiem ”.
„Dziękuję” - powiedziałem - „Jestem dumny z tego, że jestem Twoim wrogiem”. I po raz pierwszy jej oczy złagodniały od krzemienia i zabłysły wesołością.
Will Dubois żyje z cukrzycą typu 1 i jest autorem pięciu książek na temat tej choroby, w tym Taming The Tiger i Beyond Fingersticks. Spędził wiele lat pomagając leczyć pacjentów w ośrodku medycznym w wiejski Nowy Meksyk, oferujący wyjątkowy wgląd w populacje rdzennych Amerykanów i cukrzycę. Wil, entuzjasta lotnictwa, mieszka w Las Vegas z żoną i synem oraz o jeden kot za dużo.